W niedawnym okresie czasu miałam niebywałą przyjemność wypełnić swoje wakacyjne swawole tygodniowym stażem w redakcji miesięcznika „Znak” (jak do tego doszło? Z czym to się jadło?) Już sam początek inspirującej wędrówki po historii tego wydawnictwa pozwolił mi rozszyfrować sens samej nazwy, którym się tu nie podzielę, ale który wcześniej wydawał mi się bardzo zagadkowy i wieloznaczny. Zachęcam do poznania.
Propozycja: Nagłówek: krótko, ale treściwie. Zapach stałej pracy i biurowej kawy, wzbogacony o niezwykle otwartą i serdeczną drużynę Miesięcznika, dla której redakcja stanowi niemal styl życia, długie dysputy z pogranicza filozofii, religii, sztuki i nauk przyrodniczych, rozbudziły moją wiarę w świetlaną przyszłość jednostek niepewnych i niezdecydowanych co do ścieżki dalszej kariery, do których należę. Samo widmo pełnienia funkcji swojego rodzaju Sokratesa, gotującego wyśmienite oraz wyszukane potrawy dla spragnionego wiedzy i odpowiedzi na nurtujące pytania ludu, potrafi wprawić humanistę w niemały zachwyt, szczególnie wystraszoną stażystkę. Zaglądając pod podszewkę tworzenia Miesięcznika, widząc jego czynniki pierwsze, znając dokładnie rodzaj, gramaturę i kolor papieru, jest się w stanie ujrzeć ogromny i bardzo satysfakcjonujący obraz pracy wielu twórczych i ciekawych świata osób, chcących rozszerzać kolejne i kolejne horyzonty zarówno swoje, jak i czytelników.
Jeśli pośród zainteresowanych znajdują się ci faktycznie żądni pogłębienia (rozczłonkowania, miażdżenia, wałkowania, miksowania…) kontrowersyjnych treści, lub lepienia kontrowersji wokół tych pozornie oczywistych, jeśli ktoś z was raczy mieć w życiu wątpliwość, albo chce wejść bezpośrednio w świat bieżącej kultury, czerpiąc wiedzę o jej fundamentach i kaprysach z najlepszych źródeł, to gorąco zachęcam do udziału w spotkaniach „ZNAKU w szkole” oraz starania się o te nieliczne godziny pracy, które mogą zaowocować pobudzeniem pasji i nadziei, lub po prostu zagwarantować linijkę w wymagającym ulepszeń CV.
Aleksandra A. z klasy trzeciej