14.04.2018 Sobota
Dzień to był iście wielki, zbiórka pod szkołą, szybka kontrola wozu i już po chwili cała wycieczka siedziała na swoich miejscach gotowa na podbój Grecji. Pani profesor Klec bacznie pilnowała czy wszyscy są bezpiecznie zapięci i gotowi do drogi, a nam już marzyło się greckie słońce, piękne widoki, wspólne przygody i niezapomniane historie. Wpierw jednak należało pożegnać naszą szkołę, z wolna odjechaliśmy z ulicy Wąskiej i rozpoczęliśmy naszą wspaniałą wycieczkę.
Droga mimo, że trudna i męcząca nie dłużyła się nam dzięki doskonałej atmosferze i w pełni porywających opowieściach naszego przewodnika. Dlatego też nim zdążyliśmy zauważyć jakiejkolwiek zmiany i byliśmy już poza granicami Polski, a niedługo potem wyjeżdżaliśmy już z Węgier, żegnając się na czas jakiś z UE. Wjechaliśmy do Serbii gdzie późnym wieczorem zjedliśmy kolację i zaliczyliśmy swój pierwszy nocleg.
15.04.2018
Szybkie śniadanie w jakże zacnym serbskim hotelu i czas nam było ruszać w dalszą drogę, nie mogliśmy pozwolić greckim plażom na nas czekać. Przejeżdżając przez Macedonię wysłuchaliśmy historii Aleksandra Wielkiego i nim się obejrzeliśmy, staliśmy już na granicy Grecji. W drodze do Leptokarii (naszego pierwszego przystanku na greckiej ziemi), udało nam się zatrzymać w małym warsztacie, gdzie ręcznie produkowane były ikony na wzór bizantyjski. Przedstawiono nam wszystko krok po kroku od wyboru odpowiedniego drewna aż do naklejania złota na tło ikony. Po tej wizycie przyjechaliśmy do Filoxeni – naszego hotelu u podnóży samego Olimpu. Wieczorem udaliśmy się na plażę, gdzie mogliśmy w pełni zobaczyć piękno Grecji. Z jednej strony ogromne góry, z drugiej strony bezkres wody, a pośrodku tego miasteczko, wyjątkowo urokliwe z piękną piaszczystą plażą tylko czekającą na gości i turystów ze wszystkich stron świata.
16.04.2018
W drogę znów nam było śpieszno, po pożywnym śniadaniu jedziemy dalej z naszą wycieczką. Odwiedziliśmy Meteory gdzie na szczytach potężnych skał stoją klasztory. Poznaliśmy tam jak żyli zakonnicy, zobaczyliśmy malutką lecz wyjątkowo piękną świątynię, bogatą we freski bardzo zbliżone(a niekiedy nawet identyczne) do tych Hieronima Boscha. Udało się nam też zrobić kilka zapierających dech w piersiach zdjęć, które iście przypominają te z filmu Avatar.Po tej przygodzie pojechaliśmy w stronę naszego noclegu – do Loutraki. Trafiliśmy tam jeszcze przed naszą porą kolacji więc zdążyliśmy się w spokoju rozpakować, a następnie zwartą grupą przeszliśmy nad morze gdzie czekała już na nas kolacja w jednej z nadmorskich tawern. Po sowitym posiłku, pełni optymizmu na następne dni, udaliśmy się do naszych pokojów.
17.04.2018
Z samego rana wyruszyliśmy do Nafplio, wyjątkowo urodziwego miasteczka na południe od Loutraki. Udało nam się wspiąć na fortecę Palamidi, która zbudowana jeszcze przez Wenecjan ochowała się w idealnym stanie. Widok zapierał dech w piersiach, ale niestety żadne moje słowa nie będą w stanie oddać naszego zachwytu gdy stając na szczycie mogliśmy spojrzeć na miasto leżące u stóp twierdzy. Tym bardziej, że pogoda nam sprzyjała, prażyło nas greckie słońce, ale morska bryza i delikatny wiatr dawał ulgę i wytchnienie tworząc warunki wręcz idealne do delektowania się widokiem, a następnie i spacerem, który zrobiliśmy dookoła cypelku by dojść do pięknie położonego portu pełnego białych jachtów i rybackich łódeczek. Tak piękny dzień mogliśmy poprawić sobie tylko w jeden sposób. Dlatego to, właśnie już kilka minut później jedliśmy lody w cieniu jednej z wąskich uliczek Nafplio gdzie roznosił się zapach pomarańczy i cynamonu.
Wracając do hotelu udało nam się jeszcze zatrzymać przy drodze by zakupić u miejscowego greka trochę pomarańczy, które powalały wręcz swoją słodkością i pięknym, żywym kolorem.
Po tej wycieczce krajobrazowej nadszedł czas na odrobinę historii, pojechaliśmy bowiem zwiedzać Mykeny. Rozpoczęliśmy od Skarbca Atreusza, który przez wiele lat błędnie nazywany był grobowcem Agamemnona. Jest to pierwsza tak duża budowla kopułowa świata (aż do II wieku gdy powstał rzymski Panteon). Następnie przejechaliśmy kilkaset metrów od dzielącego nas starożytnego miasta – Myken, które przywitały nas monumentalną Lwią Bramą i zaprosiły do swego wnętrza gdzie mogliśmy podziwać rozmiar i piękną lokację greckiego miasteczka. Przed wyjazdem udaliśmy się jeszcze do mykeńskiego muzeum, które zaprezentowało nam kunszt greckich rzeźbiarzy i ceramików, resztki hełmów, tarcz oraz włóczni greckich wojowników, monety czy nawet ozdoby ze złota i srebra, ale najważniejsza była maska Agamemnona czyli wykonany ze złotej blachy wizerunek mężczyzny, liczący sobie ponad 3500 lat (!). Nasz przewodnik spisywał się świetnie i czuć było, że opowiadał z prawdziwą pasją.
Po powrocie do hotelu udało nam się jeszcze wybrać na plażę gdzie mogliśmy wspólnie podziwiać malowniczy zachód słońca.Po tym znów udaliśmy się na kolację, szczęśliwi i głodni, ale szef kuchni jak zwykle nas nie zawiódł przynosząc niezawodnego kurczaka z frytkami. Reszta wieczoru minęła nam na wspólnych rozmowach, śmianiu się i dokazywaniu. :))
18.04.2018
Z dnia trzeba korzystać jak najwięcej, spać można w autokarze. My wiedzieliśmy to doskonale dlatego od rana, czujni i przygotowani do kolejnych przygód ruszyliśmy naszym autokarem w kierunku kanału Korynckiego. Przeprawa przez prawie 6,5 kilometrowy kanał gdzie ściany osiągają 79 metrów wysokości i z każdą chwilą narasta wrażenie, że za chwilę zbliżą się na tyle, żeby w końcu zmiażdzyć łódkę, która wydała się nagle wyjątkowo mała i bezbronna wobec mocy natury, to coś co po prostu trzeba poczuć bo żadne zdjęcie nie odda tej sytuacji. Ponad 2 godzinna wyprawa tam i z powrotem zostawiła nas z masą genialnych zdjęć, dobrą zabawą i szerokim uśmiechem na twarzy, połączonym z podziwem dla ludzi, którzy postanowili targnąć się na tak śmiały projekt i przekopali sztuczny korytarz łączący Morze Egejskie z Morzem Jońskim.
Po południu nasze grupy się delikatnie podzieliły. Jedna postanowiła udać się na plażę i tam wygrzewać się w słoneczku i opalić odrobinę nasze blade twarze. Druga – znacznie mniejsza grupa śmiałków – zdeterminowana była do zdobycia Ekklisia Profitis Ilias – klasztoru znajdującego się około 2 godziny szybkiego marszu od naszego hotelu. Około godziny 13 druga grupa pod przewodnictwem profesora Raka podjęłą walkę z siłami przyrody, własnym charakterem i zmęczeniem. Wejście okazało się jednak bardzo sprawne i już po nie całych 2 godzinach, ochotnicy wyprawy mogli pochwalić się niespotykanymi zdjęciami na całą zatokę, czego zapewne żałowali im później plażowicze. Po szczęśliwym powrocie, jeszcze żywsi i chętni do wypoczynku udaliśmy się na plażę i tam wraz z resztą grupy przeczekaliśmy do kolacji, która była tego dnia bardziej oryginalna niż zwykle. Dostaliśmy bowiem lasagne…z dodatkiem cynamonu, który wbrew pozorom sprawił bardzo pozytywne zaskoczenie, a wszyscy z chęcią zgodzili się na rewoluje cynamonową na swoich talerzach.
19.04.2018
Proszę państwa, mamy to. Tego dnia nastąpił gwóźdź programu, wyprawa do Aten myślę, że pozostanie z nami na długi czas. Zaczęliśmy z pełną mocą, odwiedzając duchy przeszłości na Akropolu i słuchając pięknych opowieści przewodnika, nauczyliśmy się wielu nowych rzeczy i przybliżyliśmy sobie historie, które każdy z nas słyszał w dziciństwie od dziadka lub później na lekcjach historii lub polskiego.Tutaj historia to nie były daty i nudne „wkuwanie” nazwisk na pamięć, tutaj mogliśmy to poczuć, dotknąć kamień, który tysiące lat temu dotykali greccy filozofowie, zobaczyć na własne oczy to co widzieli i oni. Tam trzeba być, to po prostu trzeba było zobaczyć. Po wizycie na Akropolu, zeszliśmy odrobinę z wzgórza i zatopiliśmy się w labiryncie białych i wąskich dróg pomiędzy domkami upchanymi wręcz jeden na drugim. Nasz przewodnik jednak bez problemu odnajdował drogę w każdej sytuacji i po kilku punktach postojowych gdzie nie oszczędziliśmy sobie zdjęć, mijając Forum Ateńskie udaliśmy się w stronę pierwotnego rynku Ateńskiemu. Tam spacerując po jednych z najstarszych ulic w Atenach, szukaliśmy jakiegoś upominku dla naszych bliskich w postaci magnesu, miniaturowej rzeźby czy innych tego typu przedmiotów, które w przyszłości przywołają nam obraz tamtych chwil.
Będąc w Atenach aż żal by było przegapić słynną zmianę warty przed greckim parlamentem. Dlatego i my nie mogliśmy sobie tej przyjemności odmówić. Na miejsce przybyliśmy jednak odrobinę za wcześnie co nasz przewodnik przyjął z aprobatą i w czasie oczekiwania pokazał nam ogród Ateński znajdujący sie zaraz obok parlamentu gdzie żyją między innymi żółwie czy zielone papugi. Na zmianę warty wróciliśmy jednak punktualnie i dane nam było obejrzeć widowisko z pierwszych rzędów i przyznać trzeba, że pomimo komicznego sposobu poruszania się, greccy żołnierze byli doskonale wyćwiczeni i nie zawachali się ani przez chwilę przy tak trudnych manewrach. Po prawie 10 minutowym pokazie, wróciliśmy do autokaru i pojechaliśmy na naszą ostatnią kolację w Loutrace przy szumie morza i błękicie wody.
20.04.2018
Po ostatnim noclegu w Loutrace ruszyliśmy do Delf, miasta słynącego z wyroczni. Gdy dotarliśmy na miejsce naszym oczom ukazała się jedna z najbardziej malowniczych panoram Grecji. Zwiedzanie zaczęliśmy w muzeum delfickim, gdzie podziwialiśmy między innymi: greckiego sfinksa, omfalos (przez hellenów był uważany za pępek świata starożytnego) czy Aurigę Delfickiego – woźnicę, który zwyciężył w igrzyskach pytyjskich 478 lub 474p.n.e. Po zapokojeniu ciekawości historycznej i wysłuchaniu przewodnika przyszedł czas, żeby nacieszyć oczy widokami. Spacer po starożytnym mieście greckim i zastanawianie się jak mogło wyglądać tu życie kilka tysięcy lat temu było wspaniałym przeżyciem. Z naszą wycieczką doszliśmy aż do samego szczytu miasta gdzie znajdował się stadion olimpijski, który mógł pomieścić nawet 5 – 6 tysięcy widzów.
Po wizycie w Delfach pojechaliśmy zobaczyć jeszcze na własne oczy jak wyglądały Termopile, gdzie rozegrała się najbardziej nierówna walka starożytności – 300 spartan i 700 Tespijczyków postanowiło walczyć z ogromną armią perską pomimo z góry znanego finału tej potyczki. Przewodził im król Sparty Leonidas, którego pomnik widzieliśmy i uczciliśmy odpowiednio w (najbardziej prawdopodobnym) miejscu śmierci. Odwiedziliśmy jeszcze muzeum będące nową atrakcją tego miejsca i obejrzeliśmy krótki film, który krok po kroku pokazywał przebieg walk i wyposażenie obydwóch armii. Po tym seansie podeszliśmy jeszcze nad rzeczkę, które Termopile zawdzieczają swoją nazwę ( „Gorące wrota”) przez wysoką temperaturę wody w niej płynącą. Po zamoczeniu dłoni zebraliśmy się już do naszego autokaru i skierowaliśmy się na północ w stronę Leptokarii, znów odwiedzając nasz hotel z drugiej nocy – Filoxenię. Tam też zoorganizowano nam konkurs wokalny, ale całe show skradł miejscowy Grek, zaproszony do hotelu specjalnie na tą okazję by wraz ze swoją Buzuki ( grecka gitara ) zaprezentować nam parę greckich utworów. Trzeba przyznać, że wraz z naszym przewodnikiem tworzyli naprawdę doskonały duet wokalno-instrumentalny.
21.04.2018
Pomimo tego, że naszym głównym celem tego dnia było zdążyć na noc do Serbii, udało nam się zajechać jeszcze do Salonik – drugiego co do wielkości miasta Grecji, gdzie zwiedziliśmy Bazylikę św Dymitra, przespacerowaliśmy się pod Białą Wieżą i zrobiliśmy sobie zdjęcie z wielkim pomnikiem Aleksandra Macedońskiego. Po tych atrakcjach przejechaliśmy na wzgórze gdzie wznosiły się stare mury Salonik i stamtąd mogliśmy śmiało podziwiać panoramę miasta jak i jego najznamienitsze zabytki.
Wieczorem zajechaliśmy do Serbii na pyszną kolację i każdy poszedł spać najszybciej jak potrafił bo już wiedzieliśmy jak długo przyjdzie nam jechać z powrotem do domu.
22.04.2018
Wszystko co dobre szybko się kończy (w przeciwieństwie do korków na granicy węgiersko-serbskiej, one się nigdy nie kończą) i w ten piękny sposób przeżyliśmy wspólnie cudowne dni poznając nie tylko przecież Grecję, ale i samych siebie, zawieraliśmy nowe znajomości i zbliżaliśmy się do siebie poprzez przygody, które nas spotkały. Wycieczka dojechała do Polski szczęśliwie i jeszcze tego dnia rodzice odbierali nas spod murów naszej szkoły, a przecież tak całkiem niedawno dopiero machali nam na pożegnanie. Czas nam minął bardzo szybko, zadbały o to ciekawe atrakcje, dobrze wypełniony grafik i najważniejsze – ludzie, którzy tą wycieczkę tworzyli. Bo to dzięki nim jadąc z powrotem do domu człowiekowi po głowie już latały plany jak to będzie wyglądało za rok i czy uda się powtórzyć tak fenomenalną wyprawę? Bo czas i tak upłynie, ale pamięć i wspomnienia są wieczne, a szczególnie z takimi towarzyszami.
~Jakub Kulik 1F