Dwudziestego siódmego września spotkaliśmy się wczesnym rankiem na ulicy Dajwór z większymi i mniejszymi walizkami oraz torbami, spakowani na trzy dni wycieczki. Wyjechaliśmy z małym opóźnieniem, ale przynajmniej w kompletnym składzie, nieco zaspani, ale i pełni energii.
Po kilkugodzinnej podróży i jednym postoju dotarliśmy do Krynicy Zdrój; do pensjonatu „Gościniec”, w którym od razu się zaaklimatyzowaliśmy. Rozeszliśmy się do swoich pokoi i zjedliśmy ciepły posiłek po to, aby wypoczęci i najedzeni pójść na nasz pierwszy spacer po Krynicy. Wstąpiliśmy również do pijalni wód mineralnych. Większość brała Słotwinkę, nieliczni Jana, a najodważniejsi – Zubra.
Wieczór spędziliśmy głównie na zewnątrz. Jako kolację mieliśmy kiełbaski, oscypki, a do tego przeróżne dodatki. Jedliśmy w gwarze rozmów i śmiechów w klimatycznym miejscu, słysząc palące się nieopodal ognisko. Nie trzeba było długo czekać, aby następnie znaleźć się właśnie przy nim, co więcej – z gitarą. Okazało się, że w klasie mamy paru gitarzystów, którzy nie wstydzą się pochwalić swoimi umiejętnościami. W repertuarze pojawiły się takie hity jak „Obława” czy „Nothing else matters”, w dodatku zaopatrzeni w harcerski śpiewnik, nie powstrzymaliśmy się od zaśpiewania paru nastrojowych, polskich piosenek.
Drugi dzień – długi, cały w Krynicy – choć zapowiadał się mroźny, atmosfera pozostawała rozgrzewająca. Po śniadaniu wyruszyliśmy wraz z przewodnikiem na Jaworzynę, na której szczyt wyjechaliśmy kolejką gondolową. Na górze usłyszeliśmy parę ciekawostek o okolicy, wyszliśmy na punkt widokowy i zmierzyliśmy się z trudnym zadaniem – grupowym rozwiązywaniem karty pracy z geografii. Finalnie udało nam się je ukończyć.
Zjechaliśmy kolejką na dół i rozpoczęliśmy zwiedzanie Krynicy, o której szczegółowo opowiadał nam przewodnik. Chłonęliśmy legendy i fakty historyczne, po czym zawitaliśmy do Muzeum Nikifora. Tam obejrzeliśmy jego prace, a następnie wstąpiliśmy jeszcze do pijalni po kolejną porcję wód zdrowotnych (tym razem już więcej osób skusiło się na Zubra).
W drugim dniu najbardziej się zintegrowaliśmy. Chodziliśmy po pokojach oraz tańczyliśmy w środku i na zewnątrz. Gdyby nie ustalona cisza nocna, pewnie już dawno stracilibyśmy poczucie czasu.
Trzeci dzień – nasz ostatni – rozpoczęliśmy szybkim spakowaniem się, zjedzeniem śniadania i wymeldowaniem się z pensjonatu. Pojechaliśmy autokarem do Słotwin, gdzie wyjechaliśmy na kolejną górę, na której wznosiła się wieża widokowa – wysoka i potężna konstrukcja wykonana niemal w całości z drewna. Widok na niej na świat był zachwycający, nawet pomimo porannej mgły (ona jednak również miała swój urok). Ostatnim punktem wycieczki była cerkiew w Powroźniku wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Obejrzeliśmy jej wnętrze i wystrój, słuchając o jej historii, po czym wpisaliśmy się do pamiątkowej księgi, oczywiście jako niezawodna klasa 2G.
Powrót do Krakowa spędziliśmy głównie na spaniu, słuchaniu muzyki i cichym rozmawianiu. Byliśmy zmęczeni, ale bynajmniej nie w negatywnym tego słowa znaczeniu. Trzeba przyznać, że wycieczka nie tylko była udana, ale również wypełniła nas dużymi pokładami pozytywnej energii. Stała się przykładem na to, że mimo trudnych czasów taka liczna grupa jak nasza klasa jest w stanie spędzić miło czas, a nawet się zintegrować.
Izabela Janiak
2G