Siedzę przy Bramie Jafy w Jerozolimie. Pomiędzy dzielnicą ormiańską a chrześcijańską.
Jerozolima, otoczona murem przez Sulejmana Wspaniałego, z ośmioma bramami doń wiodącymi, buduje swą równowagę dzieląc się na żydowską, chrześcijańską, ormiańską i muzułmańską.
Obserwuję przepływający tłum pijąc czarną herbatę z liśćmi świeżej mięty. Tak ją tu podają. Wzrok przyciąga stary Arab w kefiji (przez nas nazywanej arafatką), religijni Żydzi świętują szabat, księża szeleszczą sutannami, turyści poszukują pamiątek i dobrych ujęć, lokalny sprzedawca pcha mały trójkołowiec z zaopatrzeniem, nadciąga grupa pielgrzymów w jednakowych czapkach, piekarz niesie na głowie ogromną tacę z sezamowymi preclami. Mieszają się wyznania i habity zakonnic.
Kiedyś w tym miejscu siedział słynny poeta izraelski Jehuda Amichaj. W wierszu „Turyści” skarżył się, że tysiące lat historii miasta przesłaniają bieżące życie:
Kiedyś siedziałem na schodach przed bramą twierdzy Dawida, obie
ciężkie torby postawiłem obok. Była tam grupa turystów
wokół przewodnika i służyłem im za punkt orientacyjny. „Widzicie
tego człowieka z torbami? Trochę na prawo od jego głowy jest
łuk z okresu rzymskiego. Odrobinę na prawo od jego głowy”. Ale
przesunął się! Przesunął! Powiedziałem sobie:
Wyzwolenie nadejdzie, jeśli im powiedzą:
Widzicie tamten łuk z okresu rzymskiego?
Nieważne, obok niego, trochę na lewo, poniżej, siedzi
człowiek, który kupił warzywa i owoce dla swego domu”
A w innym wierszu mówił, że w świętym mieście Żydów, chrześcijan i muzułmanów „powietrze jest przesycone modlitwami i marzeniami jak smog”. Nie może być inaczej, przecież obecna Jerozolima łupiona i burzona, i znów odbudowywana leży na siedemnastu warstwach ruin. Tak tłumaczy nasz przewodnik. Zastanawiam się, ile ludzkich istnień kryje to swoiste cmentarzysko, na którym wyrosło obecne miasto. Chociaż jakby na przekór, prawie w centrum miasta, w bazylice pod szarą kopułą, wcale nie tą najbardziej rozpoznawalną i najświetniejszą – bo całą ze złota, mieści się „grób pusty”. Grób Tego, który jak rozgłosili na cały świat Jego uczniowie, zmartwychwstał. Dla nas chrześcijan – to nadzieja, która w pewnym sensie opromienia miasto.
Jeruzalem błyszczy w słońcu beżowym piaskowcem i meczetem Kopuły na Skale, wieczorem zaś połyskuje światłami rozpalającymi się to tu, to tam na swoich łagodnych, szerokich pagórkach, niczym układająca się do snu niewiasta. I tak trwa krucha harmonia miasta między muzułmanami, Żydami a chrześcijanami.
Ewa Lubińska