Lasciatemi cantare
con la chitarra in mano
Lasciatemi cantare –
– sono l’italiano!
Pozwólcie mi zaśpiewać
z gitarą w dłoni
Pozwólcie mi zaśpiewać –
– jestem Włochem!
Tegoroczny Dzień Kultury i Języka Włoskiego otworzyła komedia dell’arte, czyli: szkielet scenariusza, mięso słów, jak to ujęła pani dr Monika Surma-Gawłowska w swoim wykładzie dotyczącym niebywałej historii włoskiego teatru improwizowanego. Przedstawione zostały początki ulicznej sztuki aktorskiej, sprytnie pociągniętej za nos przez szesnastowiecznych szarlatanów, rozbudzonej przez żądną sztucznej krwi publiczność, wreszcie rozlanej od Wenecji, aż po całą Europę.
Bywa, że lepiej słuchać syku bazyliszka, niż śpiewającej kobiety, ale nasze spotkanie zostało wzniesione pod same bramy niebios przy pomocy wytwornych dam i dumnych śpiewaków. Aula rozbrzmiała muzyką, od barokowych pieśni miłosnych jak Caro mio ben w anielskim wykonaniu Martyny Raczek, przez nostalgiczny przebój E Più Ti Penso urzekająco zaśpiewany przez Kacpra Dziadkowca, aż po głośne, pełne włoskiego temperamentu Felicità, które rozbrzmiało radosnymi głosami Oli Kwiek i Kuby Blitka, a skończywszy na piosence L’essenziale w czarującej interpretacji Karoliny Krok.
Nie obyło się oczywiście bez części edukacyjnej, czyli prezentacji uczniów. Zjednoczenie Włoch (Michał Morek i Nikodem Soroczyński), związek Mickiewicza z Italią (oraz, niewątpliwie, w Italii) (Aleksandra Ferek), włoska kinematografia (Aleksandra Kwiek i Tomasz Mayka) oraz odważna, kontrowersyjna sztuka współczesna (Weronika Bandarzewska) – wszystkie te tematy zostały pożarte przy jednym posiedzeniu, a smakowały niemal tak dobrze, jak spaghetti alla carbonara. Zostały nam przybliżone najjaśniejsze gwiazdy Półwyspu Apenińskiego, czyli wszystkie diabły mieszkające w teatrach, w tym również najznamienitsi kompozytorzy, malarze oraz fotograficy – z Olivierem Toscanim na czele.
Ciekawostkami sypano jak z rękawa. I tak, pasjonatów polskiej literatury z pewnością zaciekawi, że Włosi jako pierwsi przenieśli na ekrany kin Quo vadis. A mężczyźni tak bardzo kochali się we włoskich średniowiecznych aktorkach, że truli je przez swoją fanatyczną miłość. A Rzym był jedynym miejscem, które mogło na zawsze zatrzymać przy sobie naszego Wieszcza. Zaś mordercy w czarnych rękawiczkach mogli wyjść wyłącznie z włoskich filmów grozy.
Nessun dorma. Niech nikt nie śpi. Arlekin, kołysząc się, znika ze sceny, miłość triumfuje. My widzimy się za rok!
Relacja: Aleksandra Ambrożewicz kl. 1c
Zdjęcia: Karolina Chyb kl. 2c.